Z dwudniowym opóźnieniem informuję, ze 13 lipca o 13:50 zakończyłem jazdę egzaminacyjna z wynikiem pozytywnym. Siedzę teraz zastanawiając się nad niedoskonałościami polskiego systemu egzaminacyjnego. Dwa dni wcześniej zdawałem i popełniłem bardzo poważny błąd, który skutkował przerwaniem egzaminu.
Czy w ciągu tych dwóch dni coś się zmieniło? Czy nabrałem takiego doświadczenia i wiedzy by bezpiecznie poruszać się po drogach? Raczej nic się przez te dwa dni nie zmieniło. Więc co?
Albo moja wiedza jest wystarczająca i egzaminator dający wynik negatywny w poniedziałek się mylił, albo rzeczywiście nie jestem jeszcze gotów do jazdy i wtedy nie powinno mi się pozwolić zdawać drugi raz w tak krótkim czasie.
Coś jest nie tak z polskim systemem szkolenia i egzaminowania. Wiem, że Polacy to mistrzowie kombinowania, omijania zasad i praw. Dzięki takim "zdolnościom" obecny system egzaminowania został zaostrzony. Jest teraz o niebo lepszy od tego funkjonującego w niedalekiej przeszłości. Pijani egzaminatorzy, trasy 2-3 minutowe, łapówki, znajomości... Dzisiaj większość z tych rzeczy to margines, kiedyś to była norma, jednak... instruktor szkolący jest najlepszym sędzią w temacie - zdolny czy nie do jeżdżenia samodzielnie. Spędził on z nami półtora dnia w samochodzie podczas kursu. Przejeździł z nami około 1000 km licząc, że średnia prędkość podczas jazd to 30 km/h i to on - instruktor powinien wydać werdykt w temacie dopuszczenia nas do ruchu. Niedopuszczalne jest, żeby jeden błąd, choćby najpoważniejszy, decydował o naszym być lub nie być na drodze.
Kierowcy zawodowi z wieloletnią praktyką też popełniają błędy, po których nikt nie zabiera im uprawnień. Mimo, że są to czasem błędy opłacone ludzkim życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz